Tak, jak zapowiadałam, poszukiwania wymarzonego zegara dobiegły końca :)
Kupiłam BAJECZNĄ Morę na aukcji w Szwecji i właśnie dotarła do mnie, pieczołowicie zapakowana.
A to co ujrzały moje oczy po rozpakowaniu, przerosło moje najskrytsze marzenia!
IDEALNY!
Tak! Szczęściara ze mnie ;)
Bałam się, że przebywszy tak długą drogę, będzie poobijany.
Tymczasem jest w super stanie, widać że ktoś go solidnie odnowić i pomalował w pięknym kremowym kolorze. Zapowiadane wcześniej malowanie go będę musiała odsunąć w czasie, bo na razie nie widzę potrzeby :)
Mechanizm też sprawny. Nie spóźnia się, ani nie spieszy ;)
Wdzięcznie "dźwięczy", przypominając świergot jakiejś ptaszyny - miła odmiana, bo do tej pory w naszym domu rozbrzmiewało ciężkie bim-bam starego Metrona...
Rocznik też nie stary- 1964r., ale za to oryginalny :)
Teraz koszt (pewnie będziecie ciekawi) ;)
Więc zdradzę, że kosztował mnie...z podatkiem, kosztami transportu itp. tyle co replika na baterie dostępna w Polsce - strasznie się cieszę, że mąż w tym konkretnym przypadku postawił veto- zmotywowało mnie to do dalszych poszukiwań i udało się :)
A teraz prezentacja ;)
(przepraszam za jakość zdjęć, ale chwilowo nie dysponuję lepszymi)